Zapraszam do czytania:
''Sierpniowe
słońce miało się ku zachodowi. Jutrzejszego dnia miałem znowu pojechać do
Londynu i po raz ponownie wejść na peron 9 i ¾.
Ostatnie
trzy dni u państwa Wesley’ów były
cudowne mimo, iż nie pojechaliśmy na upragniony finał świetnie zorganizowaliśmy
sobie czas.
Okazało się,
że Ron miał w garażu szczęść mioteł. Nie były to ekskluzywne miotły jak moja
‘’Błyskawica’’, lecz zwykłe ‘’Komety’’, czyli standard uboższych rodzin
czarodziejów.
Dalej za
domem Rona znajdowało się gigantyczna wykoszona łonka w kształcie koła.
W naszych
głowach pojawił się pomysł, abyśmy przemienili tą łąkę w boisko do Quidditch’a!
Prac w tym nie było mało, ale daliśmy radę!
Największym problemem okazało to, że boisko do Quidditch’a jest w kształcie
owala, a nie koła.
Łąkę, więc
trzeba było jeszcze raz przyciąć po długości.
Nie mogliśmy
używać magii po za szkołą, a nie chcieliśmy, aby Pani czy Pan Wesley nam
pomagali. Chcieliśmy sami to zrobić. Pokazać, że potrafimy obejść się bez
magii. Tym bardziej, że chcieliśmy spędzić miło czas.
Do koszenia zabrali się Fred i George.
Poszukiwali czegoś czym można by było ciąć, lecz czarodziejom nie potrzebne
były kosiarki skoro mieli różdżki.
Tak, więc jak pierwotni ludzi wzięli patyki
i cieli nimi trawę.
Wyglądało to
dość śmiesznie tym bardziej, że za chwilę po wykoszeniu jakiś 100 metrów
odechciewało im się dalszej pracy, także zaczęli patykami się bić.
George
szarżował swoim patykiem w Freda. Ten jednak wykonał szybką kontrę. Tak
pojedynek wygrał Fred.
George
upokorzony przegraną nie raz później próbował nowych to sztuczek szermierskich
na bracie, ale bez skutecznie.
Hermiona i ja zabraliśmy się do poszukiwania
gałęzi na co najmniej 10 metrów. Gdy jakąś znaleźliśmy nie mogliśmy jej
udźwignąć.
Od razu
chciało się wyjąć różdżkę i wypowiedzieć: ‘’Wingardium
Leviosa’’, ale wiedzieliśmy oboje jakiego tego by były konsekwencje – w
przypadku Hermiony dostałaby list upominający z Ministerstwa, ale ja bym nie
miał tak łatwo. Już drugi raz bym użył magii wtedy stanąłbym przed całym
Ministerstwem Magii, który by zadecydowała o mojej dalszej nauce w Hogwarcie –
nie pozostało nam, więc nic innego jak nieść te ciężkie gałęzie – blisko
przyszłego boiska ich nie znaleźliśmy – kilka kilometrów.
W końcu mieliśmy sześć gałęzi. Dwóch
wielkich, dwóch średnich i dwóch małych.
W tym czasie kiedy ja z Hermioną szukaliśmy
gałęzi. Ron i Ginny kopali sześć dołów
na dwóch końcach boiska.
Na kilku
metrowe gałęzie nie wystarczał mały dołek. Mieli nie mniej cięższą pracę, niż
my.
Wszystko
było już gotowe. Byliśmy z siebie dumni.
Brudni, zmęczenie, przepocenie. Kleiliśmy się
od brudu, który jak rzepa przylegał naszych ciał, ale byliśmy szczęśliwi i
wzruszenie.
Szczęście,
wiele osób nie rozumie co to znaczy. Myśląc, że mając pieniądze wykupią sobie
szczęście są głupcami.
Nasze boisko istniało! Tylko to się liczyło!
Mimo, iż zaczęliśmy pracę nad nim o dziesiątej zakończyliśmy je dwudziestej.
Bez żadnej
przerwy! Zadowoleni i spełnieni podzieliliśmy się na drużyny. Z racji tego, iż
George i Fred byli jedynymi pałkarzami w rodzinie musieli zagrać oddzielnie.
Graliśmy bez Złotego Znicza, bo nie było równie dobrych jak ja szukających.
Składy obu
drużyn wyglądały następująco:
- ja, Fred, Ginny.
- Ron, George, Hermiona.
To było
wspaniałe widowisko. Graliśmy do stu punktów. Szczególnie George grał zaciekle
przeciwko nam, bo nie chciał być znowu pokonany przez Rona. Graliśmy także bez
pałkarzy, czyli z samymi obrońcami i ścigającymi.
Ginny świetnie broniła! Żaden kafel nie
uchodził jej bystrym oczom.
Zresztą Ron
bronił równie dobrze. Hermiona jednak słabo spisywała się w polu z Georg‘em to
dawało nam wiele akcji, po za tym Ron nie będzie bronił tak samo jak na
początku mecz przy jego końcu.
Zacząłem ja z Fredem. Z szybkością
szukającego podałem piłkę Fredowi on
napotkał na swej drodze do słupków George. Będąc niebezpiecznie blisko
niego, podał mi kafla. Hermionę jednak dawno zostawiłem za sobą, więc słupki
stały otworem. Udawałem, że strzelam, ale w tym momencie podałem kafla Fredowi,
Ron nie zorientował się w porę i Fred trafił dla nas dziesięć punktów.
Dużo byłoby wymieniać tych pięknych akcji i
zagrywek. Tak minął nam dzień, w którym mieliśmy podziwiać zawodowców grających
w Quidditch’a. Kiedy wróciliśmy do domu, Pani Wesley niemal nie osowiała widząc
nasze wesołe miny. Dała nam kolację złożoną z szynki, na której był pomidor,
ale o niczym innym nie marzyliśmy.
W równie
wesołej atmosferze poszliśmy spać i szybko zasnęliśmy.
Tak
pierwszy dzień. Drugiego cały dzień graliśmy w Quidditch’a, ale tym
razem bardziej poważnie, aby przećwiczyć pewne manewry.
Tak
zakończył się dzień drugi, a trzeciego, czyli dzisiejszego nie miałem siły nic
robić, ale czekała nas podróż na Ulicę Pokątną, więc musiałem zebrać w sobie
ostatnie resztki wakacyjnej siły.
Odbywało się to jak zwykle przy pomocy
proszka Fiuu – podchodziło się do kominka, a proszek rzucało się do paleniska
niezależnie czy było rozpalone czy nie. Po rzuceniu pojawiały Po rzuceniu
pojawiały zielone płomienie. Wchodziło się w nie robiły one jednak nikomu
krzywdy. Będąc w nich mówiono się adres ulic jakim chciano się znaleźć. - Gęsiego wszyscy przy pomocy proszka Fiuu
znaleźli się na Ulicy Pokątnej.
Ulica jak zwykle była pełna tryskająca
wesołą energią ludzi. Zakupiliśmy wszyscy książki w księgarni ‘’Esy i
Floresy’’, uradowani i pełni zakupów wróciliśmy do domu, także przy pomocy
proszka Fiuu.
Zjedliśmy
obiad i w spokoju wszyscy zajęliśmy się swoimi czynnościami domowymi.
W tym wypadku ja poszedłem na górę i
obserwowałem zachód słońca.
Nie wiem sam
kiedy, ale opadłem na łóżko i zasnąłem. Obudziło mnie krzyczenie Pani Wesley:
- No już
wstawać! Jest szósta, jeżeli natychmiast nie zjecie śniadania spóźnimy się na
pociąg! – krzyczała kilka razy.
Wszyscy zeszliśmy ubrani i przygotowani do
długiej podróży do mojego prawdziwego domu – Hogwartu.
Podróż do
Londynu, minęła bez żadnych nieprzyjemności. Weszliśmy na peron 9 i ¾, a
następnie pożegnaliśmy się z państwem Wesley.
Szybko
znaleźliśmy wolny przedział i zaczęliśmy prowadzić ożywioną rozmowę o
zajęciach, które wkrótce miały się odbyć.
Podróż tak samo jak poprzednia niczym się
nie różniła chyba, że młodzieżą.
W końcu
trzeba było przebrać zwykle codzienne ubrania w eleganckie ciemne szaty.
Po
przebraniu pociąg się zatrzymał i zaczęła się podróż w stronę zamku.
Powóz jak
zwykle prowadzony przez niewidzialne moce.
Dotarliśmy
tym sposobem do zamku tam spotkała nas nie mała niespodzianka, która później
nie po raz wdała nam się we znaki.
Weszliśmy przez gigantyczne złote drzwi
prowadzące do Wielkiej Sali. Jak zwykle zachwyciła mnie jej wielkość i
sklepienie, które było zaczarowane. Dziś przebrało postać rozgwieżdżonego
nieba.
W na samym
końcu Sali znajdował się stół nauczycielski, a zanim w prawym rogu cztery
klepsydry symbolizujące cztery domy Hogwartu: Gryffindor, Revenclaw,
Hufflepuff, Syltherin.
Co roku
odbywała się ceremonia podczas, której pierwszoroczniacy mieli zostań
przydzieleni do któregoś z tych czterech domów.
Usiedliśmy wraz z Ronem i Hermioną przy
naszym stole Gryfonów. Stoły natychmiast się nakrył najróżniejszymi potrawami,
lecz nie tyle co potrawy, ale swoją obecność zwracała złota gablota stojąca
między stołami uczniów, a nauczycieli. W końcu Dumbledore przemówił:
- Witam Was
na kolejnym roku w Hogwarcie! Moje mowy zawsze są krótkie, więc i ta nie będzie
długa. W tym roku w naszej szkole odbędzie się niezwykłe wydarzenie! Mianowicie
Turniej Trójmagiczny!
Po Sali
rozniosły się szepty, które szybko przemieniły się w kłótnie, ale Dumbledore
mówił dalej:
- CISZA! –
wszyscy ucichli – Oddam teraz głos Ministrowi Magii Korneliuszowi Knotowi.
Tak też się
stało:
- Witam Was
drodzy uczniowie. Miło widzieć Wasze uśmiechnięte buzie. W tym roku odbędzie
Turniej Trójmagiczny. Dla tych, którzy nie wiedzą co to jest radzę uważnie
słuchać. Turniej Trójmagiczny to niezwykle trudny do pokonania Turniej. Każdą
ze szkół będzie reprezentować jeden uczeń, który ukończył siedemnaście lat. Do
przejścia będą trzy etapy na razie nie mogę zdradzić jakie.
Gra toczy
się oto:
W tej chwili
złoto gablota znikła ujawniając srebrny puchar wysadzany diamentami. Wszyscy
zaniemówili podziwiając piękno tego przedmiotu, lecz Minister kontynuował:
- Oprócz
tego zapewnicie sobie i swojej rodzinie wieczną sławę i dostatek.
Ale co
minister miała na myśli mówiąc ‘’Każdą ze szkół’’.
Właśnie się
przekonaliśmy.
Do Wielkiej
Sali weszły młode dziewczęta przyodziane w niebieskie szaty. Rozegrały krótką,
lecz cudowną partię baletową. Za nim szła kobieta nie znałem jej, ale było
równie wielka jak Hagrid.
Dziewczęta
uczyły się w szkole w francuskie szkole magii Beauxbatons.
Bez chwili
przerwy do Sali weszli uczniowie bułgarskiej szkoły Durmstrang.
Z lasek
jakie trzymali wydobyły się długie języki ognia, które dzieliły się w środku.
Tworząc niezwykłe sklepienie z ognia.
Przed swoim
swoimi uczniami stanął ich dyrektor Igor Karkarow.
Uczniowie Beauxbatons i Durmstarngu zasiedli
z nami do kolacji, która zakończyła się bardzo szybko. Wszyscy poszliśmy do
swoich dormitoriów, a obcokrajowcy do swoich środków transportu, którym
przybili.
Nie miałem
na nic siły padłem jak kłoda na łóżku i zasnąłem.''
Przepraszam, że rozdziały są krótkie, ale ciężko zrobić dłuższe, ale chyba ta długość Wam odpowiada. Jeszcze raz dziękuje za przeczytanie, jutro wyjeżdżam, więc postów nie będzie do września. Pa :*
Pierwsza!Super opowiadanie:3
OdpowiedzUsuńCHEJKA
OdpowiedzUsuńSuper post ;p
OdpowiedzUsuńwiki-misia-paula-zuza-tu-byly.blogspot.com Koleżanek blog zapraszają
OdpowiedzUsuń~Kara
?
UsuńBardzo fajny post. Nwm czy wytrzymam do września XD.
OdpowiedzUsuń~monia(000)
Nie wtrzymam :-/. Ale super -,-
OdpowiedzUsuńMsp-i-bestdelove.blogspot.com
OdpowiedzUsuńOk. Tylko sa rozne literowki. Np. szczęść zamiast sześć. Albo w poprzedniej cos bylo. I sie pisze łąka zamiast łonka.
OdpowiedzUsuńNie, mam Miscrosoft Word i wbudowaną w nim autokorekt. Żaden błąd nie mógł się pojawić :).
UsuńWystąpił mały błąd napisałeś , że George nie chciał być ponownie pokonany przez Rona. A powinno być , że przez Freda ;)
OdpowiedzUsuńA Ty w jakim chciałbyśbyć domu ?
OdpowiedzUsuńDobre opowiadanie.Mało przejrzyste,mało czytelne,ale fabuła sama w sobie dobra.Mogę przeprowadzić drobną korektę,jeżeli tylko tego zechcesz :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czasu na dalsze pisanie ;)