wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 2

   Cześć! Cieszę niezmiernie, że pierwszy rozdział Wam się spodobała, więc dziś macie drugi. Mam nadzieję, że równo Wam się spodoba jak poprzedni. Podkreślam fakt, iż HP przeczytałem całego, ale trzy lata temu, więc wiele nazw własnych mogłem zapomnieć. 
   Zapraszam do czytania:


''Sierpniowe słońce miało się ku zachodowi. Jutrzejszego dnia miałem znowu pojechać do Londynu i po raz ponownie wejść na peron 9 i ¾.
Ostatnie trzy dni u państwa Wesley’ów  były cudowne mimo, iż nie pojechaliśmy na upragniony finał świetnie zorganizowaliśmy sobie czas.
Okazało się, że Ron miał w garażu szczęść mioteł. Nie były to ekskluzywne miotły jak moja ‘’Błyskawica’’, lecz zwykłe ‘’Komety’’, czyli standard uboższych rodzin czarodziejów.
Dalej za domem Rona znajdowało się gigantyczna wykoszona łonka w kształcie koła.
W naszych głowach pojawił się pomysł, abyśmy przemienili tą łąkę w boisko do Quidditch’a!
   Prac w tym nie było mało, ale daliśmy radę! Największym problemem okazało to, że boisko do Quidditch’a jest w kształcie owala, a nie koła.
Łąkę, więc trzeba było jeszcze raz przyciąć po długości.
Nie mogliśmy używać magii po za szkołą, a nie chcieliśmy, aby Pani czy Pan Wesley nam pomagali. Chcieliśmy sami to zrobić. Pokazać, że potrafimy obejść się bez magii. Tym bardziej, że chcieliśmy spędzić miło czas.
   Do koszenia zabrali się Fred i George. Poszukiwali czegoś czym można by było ciąć, lecz czarodziejom nie potrzebne były kosiarki skoro mieli różdżki.
   Tak, więc jak pierwotni ludzi wzięli patyki i cieli nimi trawę.
Wyglądało to dość śmiesznie tym bardziej, że za chwilę po wykoszeniu jakiś 100 metrów odechciewało im się dalszej pracy, także zaczęli patykami się bić.
George szarżował swoim patykiem w Freda. Ten jednak wykonał szybką kontrę. Tak pojedynek wygrał Fred.
George upokorzony przegraną nie raz później próbował nowych to sztuczek szermierskich na bracie, ale bez skutecznie.
  Hermiona i ja zabraliśmy się do poszukiwania gałęzi na co najmniej 10 metrów. Gdy jakąś znaleźliśmy nie mogliśmy jej udźwignąć.
Od razu chciało się wyjąć różdżkę i wypowiedzieć: ‘’Wingardium Leviosa’’, ale wiedzieliśmy oboje jakiego tego by były konsekwencje – w przypadku Hermiony dostałaby list upominający z Ministerstwa, ale ja bym nie miał tak łatwo. Już drugi raz bym użył magii wtedy stanąłbym przed całym Ministerstwem Magii, który by zadecydowała o mojej dalszej nauce w Hogwarcie – nie pozostało nam, więc nic innego jak nieść te ciężkie gałęzie – blisko przyszłego boiska ich nie znaleźliśmy – kilka kilometrów.
   W końcu mieliśmy sześć gałęzi. Dwóch wielkich, dwóch średnich i dwóch małych.
   W tym czasie kiedy ja z Hermioną szukaliśmy gałęzi. Ron  i Ginny kopali sześć dołów na dwóch końcach boiska.
Na kilku metrowe gałęzie nie wystarczał mały dołek. Mieli nie mniej cięższą pracę, niż my.
Wszystko było już gotowe. Byliśmy z siebie dumni.
  Brudni, zmęczenie, przepocenie. Kleiliśmy się od brudu, który jak rzepa przylegał naszych ciał, ale byliśmy szczęśliwi i wzruszenie.
Szczęście, wiele osób nie rozumie co to znaczy. Myśląc, że mając pieniądze wykupią sobie szczęście są głupcami.
   Nasze boisko istniało! Tylko to się liczyło! Mimo, iż zaczęliśmy pracę nad nim o dziesiątej zakończyliśmy je dwudziestej.
Bez żadnej przerwy! Zadowoleni i spełnieni podzieliliśmy się na drużyny. Z racji tego, iż George i Fred byli jedynymi pałkarzami w rodzinie musieli zagrać oddzielnie. Graliśmy bez Złotego Znicza, bo nie było równie dobrych jak ja szukających.
Składy obu drużyn wyglądały następująco:
- ja, Fred, Ginny.
- Ron, George, Hermiona.
To było wspaniałe widowisko. Graliśmy do stu punktów. Szczególnie George grał zaciekle przeciwko nam, bo nie chciał być znowu pokonany przez Rona. Graliśmy także bez pałkarzy, czyli z samymi obrońcami i ścigającymi.
   Ginny świetnie broniła! Żaden kafel nie uchodził jej bystrym oczom.
Zresztą Ron bronił równie dobrze. Hermiona jednak słabo spisywała się w polu z Georg‘em to dawało nam wiele akcji, po za tym Ron nie będzie bronił tak samo jak na początku mecz przy jego końcu.
   Zacząłem ja z Fredem. Z szybkością szukającego podałem piłkę Fredowi on  napotkał na swej drodze do słupków George. Będąc niebezpiecznie blisko niego, podał mi kafla. Hermionę jednak dawno zostawiłem za sobą, więc słupki stały otworem. Udawałem, że strzelam, ale w tym momencie podałem kafla Fredowi, Ron nie zorientował się w porę i Fred trafił dla nas dziesięć punktów.
   Dużo byłoby wymieniać tych pięknych akcji i zagrywek. Tak minął nam dzień, w którym mieliśmy podziwiać zawodowców grających w Quidditch’a. Kiedy wróciliśmy do domu, Pani Wesley niemal nie osowiała widząc nasze wesołe miny. Dała nam kolację złożoną z szynki, na której był pomidor, ale o niczym innym nie marzyliśmy.
W równie wesołej atmosferze poszliśmy spać i szybko zasnęliśmy.
  Tak  pierwszy dzień. Drugiego cały dzień graliśmy w Quidditch’a, ale tym razem bardziej poważnie, aby przećwiczyć pewne manewry.
Tak zakończył się dzień drugi, a trzeciego, czyli dzisiejszego nie miałem siły nic robić, ale czekała nas podróż na Ulicę Pokątną, więc musiałem zebrać w sobie ostatnie resztki wakacyjnej siły.
   Odbywało się to jak zwykle przy pomocy proszka Fiuu – podchodziło się do kominka, a proszek rzucało się do paleniska niezależnie czy było rozpalone czy nie. Po rzuceniu pojawiały Po rzuceniu pojawiały zielone płomienie. Wchodziło się w nie robiły one jednak nikomu krzywdy. Będąc w nich mówiono się adres ulic jakim chciano się znaleźć. -  Gęsiego wszyscy przy pomocy proszka Fiuu znaleźli się na Ulicy Pokątnej.
   Ulica jak zwykle była pełna tryskająca wesołą energią ludzi. Zakupiliśmy wszyscy książki w księgarni ‘’Esy i Floresy’’, uradowani i pełni zakupów wróciliśmy do domu, także przy pomocy proszka Fiuu.
Zjedliśmy obiad i w spokoju wszyscy zajęliśmy się swoimi czynnościami domowymi.
   W tym wypadku ja poszedłem na górę i obserwowałem zachód słońca.
Nie wiem sam kiedy, ale opadłem na łóżko i zasnąłem. Obudziło mnie krzyczenie Pani Wesley:
- No już wstawać! Jest szósta, jeżeli natychmiast nie zjecie śniadania spóźnimy się na pociąg! – krzyczała kilka razy.
   Wszyscy zeszliśmy ubrani i przygotowani do długiej podróży do mojego prawdziwego domu – Hogwartu.
Podróż do Londynu, minęła bez żadnych nieprzyjemności. Weszliśmy na peron 9 i ¾, a następnie pożegnaliśmy się z państwem Wesley.
Szybko znaleźliśmy wolny przedział i zaczęliśmy prowadzić ożywioną rozmowę o zajęciach, które wkrótce miały się odbyć.
   Podróż tak samo jak poprzednia niczym się nie różniła chyba, że młodzieżą.
W końcu trzeba było przebrać zwykle codzienne ubrania w eleganckie ciemne szaty.
Po przebraniu pociąg się zatrzymał i zaczęła się podróż w stronę zamku.
Powóz jak zwykle prowadzony przez niewidzialne moce.
Dotarliśmy tym sposobem do zamku tam spotkała nas nie mała niespodzianka, która później nie po raz wdała nam się we znaki.
   Weszliśmy przez gigantyczne złote drzwi prowadzące do Wielkiej Sali. Jak zwykle zachwyciła mnie jej wielkość i sklepienie, które było zaczarowane. Dziś przebrało postać rozgwieżdżonego nieba.
W na samym końcu Sali znajdował się stół nauczycielski, a zanim w prawym rogu cztery klepsydry symbolizujące cztery domy Hogwartu: Gryffindor, Revenclaw, Hufflepuff, Syltherin.
Co roku odbywała się ceremonia podczas, której pierwszoroczniacy mieli zostań przydzieleni do któregoś z tych czterech domów.
   Usiedliśmy wraz z Ronem i Hermioną przy naszym stole Gryfonów. Stoły natychmiast się nakrył najróżniejszymi potrawami, lecz nie tyle co potrawy, ale swoją obecność zwracała złota gablota stojąca między stołami uczniów, a nauczycieli. W końcu Dumbledore przemówił:
- Witam Was na kolejnym roku w Hogwarcie! Moje mowy zawsze są krótkie, więc i ta nie będzie długa. W tym roku w naszej szkole odbędzie się niezwykłe wydarzenie! Mianowicie Turniej Trójmagiczny!
Po Sali rozniosły się szepty, które szybko przemieniły się w kłótnie, ale Dumbledore mówił dalej:
- CISZA! – wszyscy ucichli – Oddam teraz głos Ministrowi Magii Korneliuszowi Knotowi.
Tak też się stało:
- Witam Was drodzy uczniowie. Miło widzieć Wasze uśmiechnięte buzie. W tym roku odbędzie Turniej Trójmagiczny. Dla tych, którzy nie wiedzą co to jest radzę uważnie słuchać. Turniej Trójmagiczny to niezwykle trudny do pokonania Turniej. Każdą ze szkół będzie reprezentować jeden uczeń, który ukończył siedemnaście lat. Do przejścia będą trzy etapy na razie nie mogę zdradzić jakie.
Gra toczy się oto:
W tej chwili złoto gablota znikła ujawniając srebrny puchar wysadzany diamentami. Wszyscy zaniemówili podziwiając piękno tego przedmiotu, lecz Minister kontynuował:
- Oprócz tego zapewnicie sobie i swojej rodzinie wieczną sławę i dostatek.
Ale co minister miała na myśli mówiąc ‘’Każdą ze szkół’’.
Właśnie się przekonaliśmy.
Do Wielkiej Sali weszły młode dziewczęta przyodziane w niebieskie szaty. Rozegrały krótką, lecz cudowną partię baletową. Za nim szła kobieta nie znałem jej, ale było równie wielka jak Hagrid.
Dziewczęta uczyły się w szkole w francuskie szkole magii Beauxbatons.
Bez chwili przerwy do Sali weszli uczniowie bułgarskiej szkoły Durmstrang.
Z lasek jakie trzymali wydobyły się długie języki ognia, które dzieliły się w środku. Tworząc niezwykłe sklepienie z ognia.
Przed swoim swoimi uczniami stanął ich dyrektor Igor Karkarow.
   Uczniowie Beauxbatons i Durmstarngu zasiedli z nami do kolacji, która zakończyła się bardzo szybko. Wszyscy poszliśmy do swoich dormitoriów, a obcokrajowcy do swoich środków transportu, którym przybili.
Nie miałem na nic siły padłem jak kłoda na łóżku i zasnąłem.''

   Przepraszam, że rozdziały są krótkie, ale ciężko zrobić dłuższe, ale chyba ta długość Wam odpowiada. Jeszcze raz dziękuje za przeczytanie, jutro wyjeżdżam, więc postów nie będzie do września. Pa :*


 

13 komentarzy:

  1. Pierwsza!Super opowiadanie:3

    OdpowiedzUsuń
  2. wiki-misia-paula-zuza-tu-byly.blogspot.com Koleżanek blog zapraszają



    ~Kara

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny post. Nwm czy wytrzymam do września XD.

    ~monia(000)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wtrzymam :-/. Ale super -,-

    OdpowiedzUsuń
  5. Msp-i-bestdelove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok. Tylko sa rozne literowki. Np. szczęść zamiast sześć. Albo w poprzedniej cos bylo. I sie pisze łąka zamiast łonka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, mam Miscrosoft Word i wbudowaną w nim autokorekt. Żaden błąd nie mógł się pojawić :).

      Usuń
  7. Wystąpił mały błąd napisałeś , że George nie chciał być ponownie pokonany przez Rona. A powinno być , że przez Freda ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. A Ty w jakim chciałbyśbyć domu ?

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobre opowiadanie.Mało przejrzyste,mało czytelne,ale fabuła sama w sobie dobra.Mogę przeprowadzić drobną korektę,jeżeli tylko tego zechcesz :D
    Życzę weny i czasu na dalsze pisanie ;)

    OdpowiedzUsuń

Czekamy na Twoją opinię!